czwartek, 8 sierpnia 2013

''I love you too.''

Od autorki: Ten pomysł z blogiem, nie jest taki zły, ale chcę tam dodać kompletnie inną historię. *ja zmieniaczka planów* Od razu mówię, wyszłam trochę z prawy, jeśli chodzi o pisanie, mam nadzieję że chociaż trochę się wam spodoba.
P.S Dziękuję że wciąż tu jesteście. Kocham was!
+ zmieniłam nazwę i awatar na google plus i bloggerze :)

Było słonecznie, więc postanowiłam wyjść na dwór, zanim to zrobiłam wzięłam moją deskorolkę i nałożyłam na głowę czapkę z daszkiem. Pachniało świeżym powietrzem, a przede wszystkim latem. Wakacje, czas zacząć, pomyślałam. Zeszłam w dół po schodach, otworzyłam bramkę, po czym ją zamknęłam i postawiłam deskę na ulicę. Położyłam na nią jedną nogę i zaczęłam jechać w dół ulicy.

Kocham tą małą dzielnicę, gdy się tu wprowadziłam pokochałam ją od razu. Chociaż miałam pewne wątpliwości, dopóki jej nie zobaczyłam. Tutaj poczułam, że to jest moje miejsce. Tutaj można odpocząć, pomyśleć o wszystkim. A nikt ci nie będzie przeszkadzał. Raj dla pisarzy. Mimo iż trochę mi nudno, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim mogę wyjść. Rodzice kupili tutaj dom, bo mieli dość życia w wielkim mieście. Wszędzie zabiegani ludzie, korki, to ich powoli przerastało. Wyprowadziliśmy się od razu, gdy skończyłam szkołę w internacie. Na myśl o tym miejscu, o domu Anubisa, chcę mi się płakać. To tam spotkałam moją pierwszą miłość, Alfie'go. Był ciemnoskóry i miał super poczucie humoru. Poznałam tam też moje przyjaciółki, z którymi nadal mam kontakt, Joy, Patricię, Marę, KT i Amber. Ohh, Amber. Jakiego ja miałam fioła na jej punkcie, na jej stylu ubierania się. Ale niestety wyjechała do szkoły mody... Pamiętam też że miałam świra na punkcie kwiatów. Może teraz po mnie tego nie widać, ale wciąż jestem tą samą Willow Jenks z rudymi włosami, które teraz są tylko nieco ciemniejsze, a końcówki są blond.

Skręciłam w prawo i zobaczyłam ludzi. Pod jechałam trochę bliżej i ujrzałam dużą białą ciężarówkę, a w niej jakieś meble. Ludzie je przenosili do śnieżnie białego domu. Dwie osoby były ubrane tak samo. Brudne niebieskie ogrodniczki a pod nimi biała brudna koszulka. Mieli twardo po trzydziestce. Podjechałam jeszcze bliżej. Byłam bardzo ciekawa kto się wprowadza. Stałam tam, dobre 5 minut trzymając nogę na deskorolce. Stwierdziłam iż to kompletna strata czasu i się nie dowiem, przyjechała żółta taksówka. Wysiadło z niej trzy osoby. Kobieta miała na sobie czerwoną sukienkę w groszki i buty na obcasie, a mężczyzna był ubrany na ludzie. Zielone polo upinało jego mięśnie, tak samo jak spodnie. Rodzina sportowców. Był też chłopak, miał na sobie różową koszulkę i skórzaną kurtkę. Nie gorąco mu? Czarne rurki i czerwone supry. Wszyscy byli ciemnoskórzy. Czułam, że ręce zaczynają mi się pocić, jak zwykle z resztą kiedy się denerwuję. Moje serce biło sto razy szybciej, bałam się że zaraz nie wyskoczy. Adrenalina tylko pogarszała sytuacje. Zamknęłam oczy i chciałam policzyć do dziesięciu, ale usłyszałam śmiech. Jego śmiech. Matko, tak mi go brakowało. Chciałabym teraz do niego podbiec i go przytulić. Ale nie mogę, co jeśli weźmie mnie za wariatkę? Wybiłam ten pomysł z głowy, ale wracały inne. Straszniejsze. Chcę poczuć jego zapach, jego dotyk, jego usta. Niemożliwe że on to zapomniał, niemożliwe! Przygryzłam wargę by nie krzyczeć.

Nagle odwrócił głowę w moją stronę i wbił wzrok we mnie. Zszokowana odskoczyłam, a zaraz potem starałam się wziąć w garść i odjechać. Ale moje nogi stały się watą. Jego wzrok, przepełniony miłością i zaskoczeniem. Po kilku sekundach odjechałam. Tak po prostu.

- Ej! Zaczekaj! - usłyszałam za sobą, ale tego nie zrobiłam. Boże, jego anielski głos, tęsknie.

Pamiętam gdy byłam na niego zła, bo ciągle gdzieś uciekał z tą swoją paczką. Byłam cholernie zła, ale nie dawałam znać tego po sobie. Usiedliśmy na krzesłach, mieliśmy na sobie jakieś durne, przepiękne, czapki i graliśmy w karty. Wtedy to wszystko mnie uszczęśliwiało, byłam wtedy zwariowaną dziewczyną Lewisa. No właśnie, byłam. Dlaczego już nie jestem? Ciekawe, to wszystko zaczynało się psuć gdy zbliżał się koniec roku. Koniec roku, koniec widywania się. Ten związek nie miał najmniejszego sensu, a co najdziwniejsze szans na przetrwanie. Gadanie przez telefon i zapewnianie że wszystko się ułoży? To nie dla mnie, potrzebowałabym czegoś więcej. Potrzebowałabym więcej niż słów, potrzebowałabym czynów.

Jestem rozdarta co do moich uczuć. Nie wiem czy go dalej kocham, nie wiem czego chce, nie wiem co on chce. Dlaczego w ogóle o nim myślę? Przecież on tu nie wprowadza się, by do mnie wrócić, on nawet nie wie że tu mieszkam. Może on mnie nie pamięta? Ugh, jasne że pamięta, Willow ogarnij się. Jakby mógł zapomnieć dziewczyny która powiedziała mu że go kocha i nigdy nie opuści. Kłamczuch się nie zapomina.

Siedziałam znudzona na chodniku, na pewno nie koło mojego domu. Gdy wtedy odjechałam, nie chciałam wracać do domu, nie chciałam znowu ryczeć w poduszkę, jeść lody i oglądać miłosne filmy. Skończyłam z tym. Nuciłam jakąś melodię, która ciskała mi się na usta. Wzrok miałam wbity w ziemie i rysowałam palcem niewidzialne serce. Usłyszałam za sobą sapnięcia. Jakby ktoś biegł, by się ze mną spotkać. Matko, tylko nie panikuj. Powtarzałam to sobie setki razy i nie podziałało. Nie miałam odwagi odwrócić głowę i spojrzeć mu w oczy. Byłam smutna.

- Willow?

- Co? Jaka Willow? Chyba mnie z kimś pomyliłeś. - próbowałam skłamać.

- Wiem że to ty. Myślałaś że cię nie poznam po tych włosach? - przysiadł obok mnie, wciąż dysząc. - Mogę?

Nie odpowiedziałam. Nic.

- Dlaczego uciekłaś?

Znowu nic.

- Willili. - zaśpiewał pociągając 'i'.

Zaskoczyło mnie to. Nie przypuszczałam że pamięta moje przezwisko, które sam wymyślił. Zawsze tak mówił, gdy czegoś chciał. Uśmiechnęłam się, nie musiałam na niego spojrzeć by wiedzieć że zrobił to samo.

- Przepraszam. - wymruczałam. Z trudem powstrzymywałam łzy cisnące się do powiek.

- Za co?

- Że cię kocham.

Czy ja to powiedziałam? Serio? Powiedziałam to? Nie wierzę.

- Ja ciebie też.


Od autorki (znowu) : No i macie hihi, skoro to jest one shot, nie będzie dalej, a szkoda. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, a przede wszystkim za te spacje i akapity. Za dużo siedzę na tumblr lol. Jak mówiłam wyszłam z prawy i chyba okaleczyłam tego one shota. Co zrobić, macie, cieszcie się :) Kto wie, może jeszcze coś takiego napiszę ;o I don't know. Tak w ogóle macie se mojego blogaska co nie haha (( za dużo twittera, za dużo )) KLIK, mam nadzieję że nie porzucę go jak tamtego, oby. Mogę wam zdradzić że ta akcja będzie się odgrywać w psychiatryku haha, będziecie czytać? Myślę nad zmianą wyglądu tego bloga, przydałoby się nie? 
Hmm, no to do zobaczenia, kocham was tak bardzo mocno! <3


7 komentarzy:

  1. fajniuutki ^^
    szkoda że to tylko one-shot :/
    no cóż , jak dla mnie to napisałaś to rewelacyjne
    wcześniej nie lubiłam Willow ...jednak po przeczytaniu tego polubiłam ją...u ciebie w opowiadaniu stała się taka...taka inna
    Achhh te moje głupie zwierzenia xd

    OdpowiedzUsuń
  2. No świetny świetny ^^
    Miałaś dobry pomysł z tą Willow. Mało kto o niej pisze... Czekaj...pisze ktoś wgl o niej? Chyba nie... Więc samo w sobie jest cudownym pomysłem i takim nowym...
    W dodatku twój talent opisywania wszystkich rzeczy tak perfekcyjnie. Ahhhh.
    Ale mi się fajnie czytało.
    Szkoda że to tylko one shot no ale będzie pewnie więcej więc...już się nie mogę doczekać. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje, może napiszę drugą część, ale nie mam na razie pomysłu :)

      Usuń
  3. Jeju. Wolno mi się popłakać ze szczęścia? ;_;
    Cudowne. Pomysł na wymyślenie tego... po prostu brak słów.
    Zawsze mówiłam ci, że masz talent mała. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o matko, dziękuję ci lksfjalkfjalkj, nie nie płacz :)

      Usuń
  4. O matko! To jest takie.... aż słowami nie potrafię tego wyrazić! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń